Zwierzenia synowej - zołzy PDF Drukuj Email
Wpisany przez Beata   
wtorek, 02 lutego 2010 16:15

Zwierzenia synowej – zołzy

Wiadomo kim jestem, piszę o tym w tytule. Mniej więcej rok po weselu nabrałam pewności, że teściowie mnie nie lubią.

Powody były dwa i pół: pierwszy: jestem pulchna, drugi: jestem dwa lata starsza od męża, i pół: nie jestem panną A., którą rodzice Marka upatrzyli sobie na synową, a dlatego pół, że odziedziczyłam po zmarłych rodzicach piękny dom i trochę gotówki, a panna A. nie miała posagu.

Zostałam sierotą jeszcze jako studentka, więc do rodziny Marka wchodziłam z nadzieją, że znajdę drugich rodziców, swoich kochałam bardzo i ciągle za nimi tęsknię. Tęsknota za rodzicami, a także miłość do Marka przyćmiła mi trochę umysł i dlatego nie od razu dostrzegłam, że traktowana jestem jako gorsza synowa, pozycję lepszej otrzymała Dorota, żona starszego brata Marka.

Na czym polegało to gorsze traktowanie mnie? Oto typowe sytuacje:

1. Jesteśmy w domu teściów na proszonym obiedzie. Wszyscy siedzą przy stole (teściowa i Dorota też), a mama i tata tylko mnie wydają polecenia: przynieś chleb; zetrzyj, bo coś się rozlało; uspokój dzieci (Doroty, my swoich jeszcze nie mamy) itp. Początkowo podobało mi się to. Myślałam, że traktowana jestem, jak domownik. Na tak, tylko dlaczego ja - domownik jestem na posyłki, a Dorota oraz synowie – domownicy trawią sobie obiad w świętym spokoju?

2. Dorota ma nadwagę, a zwłaszcza tłusty brzuch, mówi się, że to po dzieciach. Ja jestem od niej zgrabniejsza, choć ogólnie pulchna. Jednak tylko do mojej figury przyczepiała się teściowa. Mówiła na przykład, ale tak żeby nie słyszał Marek: uważam, że powinnaś schudnąć. Albo: twoje grube nogi źle wyglądają w spódnicy itp. Mój mąż nie wiedział, że teściowa stale mnie krytykuje. Po prostu nie słyszał tego, a ja nic mu nie mówiłam, nie chcąc psuć stosunków w rodzinie. Powiem krótko tak: raczej podobam się mężczyznom, (choć naturalnie mogłabym trochę schudnąć) i tylko w domu teściowej czuję się źle we własnej skórze.

3.W gronie poszerzonym o znajomych, lub dalszą rodzinę, teściowa lubi przechwalać się osiągnięciami synów, wnuków także Doroty. Robi to naprawdę sympatycznie, lecz mnie w tych opowieściach nie ma. Jakbym nie istniała. Wcześniej czy później ludzie zaczynają na mnie zerkać i w końcu ktoś pyta: - A Beatka? Co robi Beatka?

Zapada niezręczne milczenie. Teściowa zastanawia się, jakby chciała sobie przypomnieć, kim jest Beatka, po czym odpowiada: - Ach Beata… Opowiem ci, jaką cudowna szarlotkę upiekła ostatnio Dorota, ta dziewczyna ma złote ręce…itd. leci opowieść o lepszej synowej. Gorsza udaje, że nic się nie stało, choć chce jej się płakać z przykrości.

Jak już wspomniałam, rok trwało nim zrozumiałam, że teściowie mną pomiatają. W pierwszym odruchu, zaczęłam skarżyć się na nich do Marka. On jednak uważał, że przesadzam. – Rzeczywiście, mama zwraca ci czasem uwagę, ale robi to dla twojego dobra – mawiał.

Więcej zrozumienia znalazłam u Doroty. To ona przekonała mnie, że muszę sama „ustawić” sobie teściową.  Mąż mi nie pomoże, ponieważ nie będzie chciał brać udziału w sporze pomiędzy matką, a żoną, a jeśli go do tego zmuszę, to nasze małżeństwo może na tym ucierpieć.  – Marek musiałby wtedy którąś z was poprzeć, a którą? Przecież kocha i żonę i matkę – powiedziała przytomnie Dorota i nieoczekiwanie pomogła mi w tym „ustawianiu” teściowej.

Pierwszy krok zrobiłam podczas przyjęcia w szerszym gronie. Jak zwykle teściowa wychwalała wszystkie dzieci, poza mną i ktoś (jak zwykle) zapytał: A Beatka?.. Siedziałam w kącie, wszyscy się na mnie gapili…

- Przecież ona rozkręca własny interes  – odezwała się nieoczekiwanie Dorota – Beata, opowiedz o tym…Zaczęłam sama opowiadać o sobie, udowadniając, że nie jestem jakąś niedojdą.  Nikt już nie słuchał teściowej. Dalej poszło z górki: odmówiłam obsługiwania rodziny przy stole (chyba, że goszczę ją u siebie), teściowa przestała krytykować mój wygląd, bo gdy ona do czegoś się przyczepia, to ja przyczepiam się do jej np. niechlujnych odrostów (zawsze się coś znajdzie w wyglądzie innych, co można skrytykować). Nie poprawiło to stosunków między nami, ale przecież wcześniej również były złe, nie z mojej winy.

Wiem, że teściowie nazywają mnie teraz zołzą.  Nie cieszy mnie to. Liczyłam, że będę dla nich nową córką. Wolę jednak być zołzą z niewyparzonym językiem, którego się trochę obawiają, niż pomiataną ofiarą. Trzeciego wyjścia nie widzę.

Beata   

 

       

 

Poprawiony: wtorek, 07 stycznia 2014 17:20